Czy na widok mocno kolorowych słodyczy zapala Ci się czerwona lampka i zastanawiasz się “czy to na pewno jest bezpieczne”?
Jeśli chcesz podać dziecku kolorowe słodycze to warto sprawdzić co tam w składzie piszczy. Bywa różnie. Jedni producenci używają droższych i na ogół bezpiecznych barwników naturalnych (np. kurkuma, karotenoidy, chlorofile, antocyjany), inni tańszych syntetycznych, nie zawsze bezpiecznych.
Omówię dziś tylko te drugie, które występują w produktach chętnie spożywanych przez dzieci.
Na szczególną uwagę zasługuje tzw. grupa barwników Southampton:
Otóż w 2007 roku w Uniwersytecie w Southampton przeprowadzono badania z udziałem prawie 300 dzieci w wieku od 3 do 10 lat. Przez tydzień podawano im napój, który zawierał cztery spośród sześciu barwników oraz konserwant – benzoesan sodu.
Zaobserwowano u tych dzieci nadmierne mówienie, nadpobudliwość ruchową, niepokój, trudności z koncentracją oraz wystąpienie syndromu ADHD!
Na podstawie tych badań wydano Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (WE) 1333/2008, które ustanawia, że na każdym produkcie zawierającym w składzie jeden z barwników (czerwień koszenilowa, czerwień Allura, żółcień pomarańczowa, żółcień chinolinowa, tartrazyna, azorubina) musi znaleźć się informacja: “może mieć szkodliwy wpływ na aktywność i skupienie uwagi u dzieci”.
Dodatkowo barwniki te mogą powodować silną alergię, nasilać objawy astmy i powodować bóle głowy. Wszystkie, poza żółcienią chinolinową, należą do grupy barwników azowych, które są trudno rozkładalne w odpadach poprodukcyjnych i toksyczne dla organizmów wodnych. Natomiast w organizmie ludzkim ulegają przemianie w związki aminowe wykazujące działanie rakotwórcze.
Mimo negatywnych konsekwencji zdrowotnych w większości krajów europejskich, w tym w Polsce, te barwniki są nadal dozwolone! A to dlatego, że ustalono dla nich odpowiednio niskie ADI, a na tej podstawie dawkę barwnika, którą producent może zastosować, która jest uznawana za bezpieczną…
Ale są też kraje (np. Szwecja, Dania, Norwegia, Finlandia, USA, Wielka Brytania, Szwajcaria), które zupełnie zakazały stosowania w przemyśle części lub wszystkich barwników z grupy Southampton.
Gdzie znajdziemy barwniki Southampton?
- galaretki, kisiele, budynie,
- słodzone napoje niegazowane i gazowane,
- gumy do żucia, lizaki, cukierki pudrowe, landrynki, żelki,
- lukier plastyczny oraz masa cukrowa i kolorowe posypki, które są stosowane do ozdabiania tortów, ciast, ciastek i babeczek,
- produkty w proszku: rozpuszczalne napoje, kolorowe polewy deserowe.
- niektóre suplementy diety
Od lat czytam etykiety produktów spożywczych i z zadowoleniem stwierdzam, że większość producentów, szczególnie tych bardziej znanych, wycofała się ze stosowania barwników z grupy Southampton. Jeszcze kilka lat temu sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Aktualnie najczęściej stosowane są mniej trwałe i bardziej kosztowne barwniki naturalne. Nic dziwnego, społeczeństwo jest co raz bardziej świadome i nikt nie chce znakować swoich produktów napisem “może mieć szkodliwy wpływ na aktywność i skupienie uwagi u dzieci”.
Niestety znajduję jeszcze produkty, w których te szkodliwe barwniki występują.
No ładne kwiatki… poza tym, że zawierają żółcień chinolową E-104, to jeszcze błękit brylantowy E 133, który też do bezpiecznych barwników nie należy.
Błękit brylantowy E 133 może powodować silną reakcję alergiczną i podrażniać jelita. Jest podejrzewany o działanie rakotwórcze, ale na razie dowody są niejednoznaczne. Z tych względów jest zakazany w produkcji żywności np. w Szwajcarii.
Barwnik ten kryje się niemalże we wszystkich słodyczach i napojach o intensywnie niebieskim kolorze. Występuje między innymi w tak popularnych produktach jak M&Ms czy Skittles oraz w smerfowych lodach.
Jak się chronić?
Największą niewiadomą są mocno kolorowe drażetki czy żelki na wagę i lody gałkowe, które są sprzedawane bez etykiet, a w składy nikt nie wnika. Tam mogą się kryć zarówno barwniki z grupy Southampton jak i błękit brylantowy.
Pewnego razu, przebywając w jednym z nadmorskich kurortów, byłam świadkiem sytuacji, w której dziecko zjadło tęczowego loda gałkowego i momentalnie zrobiło się czerwone z wysypką na całym ciele.
Myślę, że takich podejrzanie kolorowych słodyczy bez etykiet zdecydowanie należy unikać, a jeśli chodzi o pozostałe słodycze to czytajmy etykiety.
Jeśli uważasz ten artykuł za wartościowy – PODZIEL SIĘ!
Źródło naukowe:
Krzyśko-Łupicka T., Kręcidło M., Kręcidło Ł. “Barwniki w żywności, a zdrowie konsumentów”. Kosmos. Problemy Nauk Biologicznych. Tom 65 2016, Numer 4 (313), strony 543–552.